Paweł Piotrowicz: 5 listopada wystąpisz w Operze Wrocławskiej na Koncercie Galowym “Diva”, podczas którego wykonasz słynne arie z oper Verdiego, Pucciniego czy Wagnera. To będzie trochę takie operowe “Greatest Hits?”
Marina Rebeka: Nagrałam niedawno z Orkiestrą Opery Wrocławskiej płytę “Essence”, która ukaże się w przyszłym roku. Dyrygował Marco Boemi, z którym także i tu wystąpię. Na płycie są można powiedzieć operowe przeboje, czyli najsłynniejsze arie na sopran. I koncert składa się w większości z tych utworów.
To też jest bardzo dobra propozycja dla ludzi, którzy opery zbyt dobrze nie znają. Skoncentrowaliśmy się na ariach Giacomo Pucciniego i Giuseppe Verdiego, ale zaśpiewam też kilka napisanych przez innych kompozytorów.
Paweł: Czy ma dla ciebie, jako śpiewaczki, znaczenie, z jaką orkiestrą i dyrygentem pracujesz?
Marina: To dla mnie rzecz bezwzględnie podstawowa. Zwłaszcza dyrygent jest ważny. Musi to być osoba, która naprawdę zna mój głos i z którą mogę omówić najdrobniejsze szczegóły, włącznie z tym, co myślę o roli, jak wymawiam każde słowo i tak dalej.
Współpraca z Orkiestrą Opery Wrocławskiej podczas pracy nad płytą była naprawdę niesamowita. To był zresztą mój pierwszy raz we Wrocławiu i w Polsce. Sobotni koncert także będzie moim pierwszym występem w waszym kraju. I bardzo się cieszę, że nastąpi tutaj, bo tutaj, bo uważam Operę Wrocławską za niezwykle piękne miejsce, świetnie zorganizowane, z bardzo dobrą orkiestrą. Samo miasto jest niezwykłej urody i czuję się tu bardzo dobrze.
Paweł: Jak to możliwe, że dopiero teraz pierwszy raz wystąpisz w Polsce? Śpiewałaś na największych scenach świata i przecież pochodzisz z Łotwy!
Marina: Po prostu nigdy nie otrzymałam odpowiednich ofert, by tu zaśpiewać.
Paweł: Można chyba powiedzieć, że głos jest twoim narzędziem pracy, ale też swego rodzaju instrumentem?
Marina: Tak, i to najtrudniejszym instrumentem ze wszystkich [śmiech]. Codziennie nosisz go przy sobie i cały czas używasz. Także teraz, jak z tobą rozmawiam. Będąc chora, też muszę pracować, więc to jest moment, kiedy ratuje cię technika. Wtedy śpiewanie to nie tyle radość, co praca [śmiech].
Paweł:Czy przygotowujesz swój głos specjalnie na każdy koncert?
Marina: Oczywiście. Na przykład myślę, jak ułożyć program. Nie mogę śpiewać, powiedzmy, “Trubadura” Verdiego między Rossinim a Puccinim. Bo wymaga zupełnie innego oddechu, podejścia, uczucia. Trzeba więc naprawdę pomyśleć, jak ułożyć repertuar. To szczególnie ważne.
Poza tym głos się zmienia, zwłaszcza u kobiet. Inaczej śpiewałam Haendla w 2017 roku, inaczej w 2007, a inaczej w 2020. Ogromny wpływ na to ma urodzenie dziecka, rozpoczęcie karmienia piersią, a potem zakończenie. To wszystko jest bardzo trudne, ponieważ twoim instrumentem jest twoje ciało. Dobrze być świadomym tych zmian. Dzięki temu naprawdę rozumie się, co oznacza technika. I oczywiście wiele zależy tu również od naszego poziomu emocjonalnego.
Click here for the full interview